Opowiadanie czwarte "Horror ze snów"


Horror ze snów
W tym roku Halloween przypadało w środę. Nie lubię środy, bo to taki średniak, o niedzieli już zapomniałam, a do weekendu jeszcze daleko. Pomyślałam, że źle to rokuje. I wtedy zadzwoniła Anka.
Anka to moja najlepsza przyjaciółka. Jest ona niską brunetką z zielonymi oczami i włosami do ramion. Zaprosiła mnie na nocowanie z okazji Halloween, na którym miał być również jej przyjaciel Eric. Eric przyjechał do Ani na tydzień z Anglii. Znają się praktycznie od urodzenia, bo mama Anny przyjaźni sie od liceum z mamą Erica. Jest całkiem przystojny oraz wysoki i szczupły. Ma platynowe włosy z czarnym odrostem do ramion, zielono-szare oczy i parę tatuaży. Lubię go, ponieważ  jesteśmy podobni z charakteru. Lubimy mroczne klimaty, ubieramy się przeważnie w ciemne kolory, a najczęściej w czarny, słuchamy podobnej muzyki i ogólnie mamy podobny światopogląd.
Eric jest ode mnie starszy o trzy lata, ma już 19 lat, a ja 16, lecz mimo takiej różnicy dogadujemy się świetnie. Poza tym oboje kochamy Halloween. tylko Był tylko jeden problem. Nie wiedziałam, za co się przebrać. Myślałam nad tym dobre dwadzieścia minut, póki nie wpadłam na pomysł, by przebrać się za damską wersje Jeff’a The Killer’a. Nigdy nie byłam dobra w makijażu, a co dopiero w charakteryzacji, ale muszę przyznać, że wycięty uśmiech wyszedł mi nieźle. Swoje długie, czarne włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone, ubrałam czarne rurki i białą bluzę (nienawidzę sukienek, więc one nie wchodziły w grę). O dziewiętnastej byłam już u Ani. Była ona przebrana za zwykłą czarownicę, natomiast Eric przebrał się za mordercę z “Krzyku”.
O dwudziestej mieliśmy w planach iść po cukierki, a potem na jakiś maraton filmowy. Zaczęliśmy rozmawiać i nim się obejrzeliśmy wybiła dwudziesta. Szybko wzięliśmy worki i ruszyliśmy po cukierki.
Po mieście włóczyliśmy się do 21.30. Nazbieraliśmy z tonę cukierków i innych słodyczy. Rozłożyliśmy się w salonie na kanapie, włączyliśmy jakiś horror, który swoją drogą był słaby i obżeraliśmy się słodyczami. Przed dwudziestą trzecią wpadłam na pomysł, by pójść na stary cmentarz. Anka nie była zachwycona, lecz Eric od razu się zgodził. Koniec końców przekonaliśmy ją i poszliśmy.
Siedząc na starym cmentarzu i opowiadając straszne historie, czułam dziwny niepokój. Jakby ktoś nas obserwował, jednak postanowiłam nikomu tego nie mówić, tłumacząc sobie, iż to pewnie tylko wyobraźnia. To nie była wyobraźnia. Dalej mam tylko przebłyski. Jakieś zakapturzone postacie, duży, stary budynek i ciemny pokój z mrugającą żarówką.
Po obudzeniu się nie wiedziałam, gdzie jestem. Wszędzie było ciemno, nie wiedziałam również, co z moimi przyjaciółmi. W tym pomieszczeniu raczej ich nie było. Kiedy próbowałam wstać dostrzegłam, że jestem przywiązana do kaloryfera i nie mogę wykonać żadnego ruchu. Nagle drzwi od pokoju, w którym się znajdowałam otworzyły się, a do środka weszły trzy zakapturzone postacie. Żadna z nich się nie odzywała. Dwie z nich mnie złapały, a trzecia zaczęła mnie rozwiązywać. Zaczęłam mieć nadzieję, że mnie wypuszczą, lecz gdy czwarta postać wjechała do mojego pokoju z wózkiem inwalidzkim, nadzieja zaczęła gasnąć. Próbowałam się wyrwać, wierzgałam rękami, nogami, krzyczałam, ale na marne.
Posadzili mnie na wózku i przypięli pasami. Wieźli mnie gdzieś. Sądząc po miejscu i wyglądzie osób, które gdzieś minie zabierały, nie było to nic dobrego. Z każdą sekundą bałam się coraz bardziej. W mojej głowie tworzyło się już milion scenariuszy tego, co może mnie czekać. Po wjechaniu do jakiegoś długiego korytarza usłyszałam krzyki. To była jakaś dziewczyna. To była moja Ania. Potwornie bałam się, co z nami będzie. Znalazłam się w jakiejś dużej sali tuż obok tej, z której było słychać krzyki. Gdy ktoś zapalił światło, dostrzegłam na środku tej sali duży, zniszczony stół operacyjny, a wokół niego pełno różnych przyrządów. Darłam się wniebogłosy, kiedy kładli i przypinali mnie do tego stołu. Po przypięciu mnie grubymi skórzanymi pasami wszyscy opuścili pokój. Uznałam to za szansę na ucieczkę. Wyzwolenie się z tych pasów wcale nie było takie proste, jednakże po pewnym czasie udało mi się. Rzuciłam się w stronę drzwi, które ku mojemu zdziwieniu były otwarte. Przed sobą ujrzałam ten sam długi korytarz, którym chwilę wcześniej przejeżdżałam. Modliłam się o to, żeby nie spotkać nikogo z tych porywaczy. Przekroczyłam zniszczone, drewniane drzwi i ujrzałam schody prowadzące na górę. Niepewnie stanęłam na pierwszym stopniu, upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu. Weszłam na górę. Niestety, pech chciał, że natknęłam się na jedną z tych dziwnych postaci, rzuciłam się pędem wzdłuż jakiegoś korytarza. Biegłam najszybciej jak potrafiłam. Nie patrzyłam nawet, gdzie biegłam. Na szczęście udało mi się go zgubić. Niespodziewanie zostałam wciągnięta do jakiegoś pokoju. Spodziewałam się najgorszego, lecz był to Eric.
- Nie mamy dużo czasu, ponieważ zaraz mogą nas znaleźć. - powiedział.                          
-To co w takim razie planujesz zrobić?- zapytałam zszokowana.
- Musimy stąd uciec, a następnie wezwać pomoc dla Ani. - odpowiedział Eric.
- O nie, ja jej tutaj nie zostawię. Zanim przybędzie pomoc może być już za późno. - nie zgadzałam się z jego planem.
- Jeżeli się po nią wrócimy, pójdziemy na pewną śmierć, nie pomożemy jej ani sobie.
 Przekonywał mnie. W sumie miał racje. Z trudem udało mi się uciec z tego pokoju i zgubić jednego z porywaczy.
- Jak chcesz uciec? - zapytałam nadal niezbyt przekonana.
- Oknem. - odpowiedział krótko.
Już miałam zapytać, jakim oknem, ale usłyszeliśmy odgłosy kroków. Eric złapał mnie za rękę i szybko zaprowadził na koniec pokoju, gdzie znajdowało się okno. Coraz bardziej było słychać kroki.
- Idź pierwsza.- powiedział, po czym otworzył okno.
Nie było źle, ponieważ znajdowaliśmy się na pierwszym piętrze. Stanęłam na parapecie za oknem zaraz po mnie na parapet wszedł blondyn. Wtem drzwi się otworzyły, a ja spanikowałam. Złapałam chłopaka za rękę i skoczyłam, a razem ze mną Eric. Później ciemność.
Po otworzeniu oczu oślepił mnie blask lamp. Usłyszałam pikanie. Byłam w szpitalu? Rozejrzałam się, obok na łóżku leżał Eric. Co się stało? Gdzie Ania? Nie znałam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Może on coś wiedział? Leżałam z jakieś 5 minut, po czym blondyn się obudził.
- Eric? - próbowałam zacząć rozmowę.
- Marta? Wszystko okej?- zapytał natychmiast.
- Chyba, nie wiem. Co się stało? - miałam nadzieję, że on coś wie.
- Uciekliśmy.- odpowiedział. Po jego minie wywnioskowałam, że jest zadowolony.
- Ale jak? To nie był sen? Co z Anią? -nie rozumiałam, jak nam się udało i cały czas bałam się o Ankę.
- Po tym jak skoczyliśmy , nie byłaś w stanie chodzić więc musiałem wziąć cię na ręce i biec z tobą. Gonili nas i nie wiem nawet, jakim cudem ich zgubiłem. Biegłem tak, póki nie spotkałem grupy dziewczyn prawdopodobnie wracających z jakiejś imprezy. To one nam pomogły. Wezwały karetkę, a na pogotowiu policję. Powiedziałem im o wszystkim, o Annie też. Ale nie wiem co z nią.- opowiedział.
To wszystko wydawało się takie nierealne. Naszą rozmowę przerwała pielęgniarka,  która weszła do naszej sali, a po chwili wyszła zawołać doktora. 
Niestety policja przyjechała za późno i nie udało odratować się Ani. Znaleziono także inne ciała, a sprawcy uciekli i do tej pory ich nie znaleziono.
Paula.La.La

Komentarze

Popularne posty z tego bloga