Co ma pręgierz do Żmigrodu?
Ma. I to dużo. Do tego jeszcze trzeba dodać piekarza, winę i karę i...legenda gotowa. Poczytajcie!
Legenda o żmigrodzkim pręgierzu
Legenda o pręgierzu
Legenda
o magicznym pręgierzu ze Żmigrodu
Dawno
temu w XVII wieku żył sobie bogaty piekarz, który był bardzo
skąpy i źle traktował ludzi. W Żmigrodzie żyło wielu biedaków,
którzy z głodu często okradali jego piekarnię. Piekarz postanowił
to zmienić i zamówił kamienny pręgierz.
Gdy
go przywieziono i zamontowano na rynku, piekarz pomyślał, że
skończyły się jego kłopoty, ale tak nie było. Gdy przymocowano
do pręgierza jakiegoś biedaka i chciano mu wymierzyć karę, to
pręgierz zaczynał się ruszać i sprawiał, że kamienie, które
miały trafiać w żebraka, zmieniały kierunek i leciały w stronę
piekarza, który ze strachu podskakiwał.
Po
tym wydarzeniu piekarz postanowił się zmienić. Każdego ranka
rozdawał chleb biedakom. Pręgierz został nazwany magicznym, bo
zmienił zło w dobro.
Przemysław
Sobala, 4 c
Pręgierz
walczący ze złem
Dawno,
dawno temu w miejscowości Żmigród leżącej na Dolnym Śląsku
dochodziło do różnego rodzaju przestępstw, bójek, kradzieży i
napadów. Władze miasta i mieszkańcy długo się zastanawiali, jak
temu zapobiec.
Któregoś
pięknego, słonecznego dnia przez miejscowość przejeżdżał pan o
imieniu Gustaw, który bardzo się przejął problemem mieszkańców.
W głowie narodził mu się wspaniały pomysł, którym chciał się
pochwalić władzom miasta. Pomyślał, że największą karą dla
oszustów i bandziorów będzie pokazanie ich twarzy publicznie,
ażeby wszyscy wiedzieli, kto to czyni. Przedstawił swój pomysł
władzom...Postanowili spróbować.
Gustaw
wybrał się do słynnego rzeźbiarza z prośbą o wykonanie figury.
Był to kamienny słup z wieńczącą go postacią małego rycerza,
czy też strażnika miejskiego, u którego boku zwisał miecz, zaś w
prawej ręce trzymał żelazną rózgę, symbol siły i władzy.
Pomysłodawca
nazwał go „ słupem hańby”. Słup hańby postawiono na
żmigrodzkim rynku. Pełnił swoje przeznaczenie. Ku radości władz
i mieszkańców miasto stawało się bardziej bezpieczne. Oszuści,
przestępcy, aby uniknąć wstydu przed wszystkimi mieszkańcami
zaprzestali czynić zło.
Tomasz
Sadowski, 4 c
O
strażniku starego zamku
Dawno
temu w małym mieście żył sobie chłopiec o imieniu Kuba. Miał on
dziesięć lat i młodszego brata Wojtusia. Chłopcy mieli dużo
pomysłów na zabawę i chętnie razem psocili.
W
tym czasie wszystkie dzieci uwielbiały bawić się w chowanego albo
berka ( nie było jeszcze Internetu, telefonów, itd. ). Wszędzie
można było się bawić, ale rodzice zabraniali swoim pociechom
zbliżać się do parku, w którym był stary zamek, gdzie coś
straszyło. Dzieci posłusznie nie zapędzały się w kierunku
zakazanego miejsca, ale...
Pewnego
dnia bracia postanowili sprawdzić, czy rzeczywiście prawdą jest
to, co mówili im wszyscy o starym zamku. Ochoczo weszli do parku i
zobaczyli drzewa i krzewy, których nigdzie wcześniej nie widzieli.
Dzieci zaczęły bawić się pomiędzy pięknymi roślinami, wesoło
śpiewając.
Nagle
czarna chmura wyleciała z piwnic zamku. I tutaj zrobiło się trochę
strasznie, ale chłopcy jak to chłopcy postanowili, że są bardzo
odważni, więc poszli sprawdzić co to mogło być.
-
O rany! - krzyknął Kuba - to tylko kilka przestraszonych
nietoperzy! - Ale co je tak przestraszyło?-
spytał z lekkim niepokojem młodszy z braci.
Nasłuchiwali
przez chwilę, ale nic nie było słychać. Wojtek złapał Kubę za
koszulkę i wskazał palcem na duże okno zamkowe. A tam stała
ciemna postać w wysokim kapeluszu i długiej marynarce. No, teraz to
już ich odwaga szybciutko uciekła na malutkich nóżkach.
-Kim
pan jest i czy to pan wystraszył te biedne stworzenia ?
- zapytał cicho Kuba.
-
Ja jestem strażnikiem tego zamku, a was łobuzy teraz spotka kara za
zakłócanie mojego spokoju! - odpowiedziała tajemnicza postać.
-
Na dziedzińcu stoi stary pręgierz do którego was przywiążę!
Uratować was może tylko jedno. Musicie odgadnąć, co trzymam w
szafie w swojej komnacie! Jeżeli tego nie zrobicie zostaniecie
uwięzieni na zawsze!
Chłopcy
całkiem stracili nadzieję, że wyjdą z tego cało, ale zaczęli
szybko zastanawiać się, co to może być. Nagle Kuba, który był
bardziej odważny, usłyszał dziwny szelest. Popatrzył ukradkiem w
górę, a tam mały świetlik obniżył lot i usiadł mu za uchem.
-Nie
bój się, chcę wam pomóc – szepnął.
-On
nie lubi kolorowych, wesołych stworzeń i rzeczy. Trzyma tam
wszystkie wielobarwne, piękne i śpiewające ptaki!
Dziwny
stwór, już zacierał ręce, że uda mu się pokonać braci.
-Już
wiem, co jest zamknięte w ciemnej szafie!- powiedział głośno
Kuba.
-Słucham,
ale i tak nie zgadniecie! -zarechotał złowrogo Jegomość.
-Pan
po prostu nie lubi wszystkiego, co kolorowe, ładne i wesołe! Ukrył
pan tam wszystkie ptaki które są wielobarwne i pięknie śpiewają!
W
tym momencie śpiewający robaczek otworzył tajemnicza szafę i
wszędzie wokoło rozległ się piękny ptasi śpiewa. Tego było za
wiele dla złego pana, wpadł w wielką złość i w jednej chwili
zmienił się w piaskową figurę ! Ptaki uwolniły chłopców,
którzy obiecali odwiedzać je w pięknym parku.
W
dowód wdzięczności i ku przestrodze skrzydlaci przyjaciele
przenieśli, w sobie tylko znany sposób, pusty już pręgierz na
rynek miasta. A miasto to nazywa się Żmigród i dzieci, przechodząc
przez rynek, zawsze przypominają sobie o tamtym zdarzeniu.
Jakub
Cepa, 4e
Legenda o żmigrodzkim pręgierzu
Początki
Żmigrodu osnute są legendą, wiele wskazuje też na to, że rzekę
Barycz przecinała słynna rzymska droga handlowa prowadząca w
kierunku „wybrzeża bursztynowego”. Szlak ten prowadził wówczas
przez płycizny rzeki, która ze względu na wysoki brzeg i przy
obfitości błota, tylko tu, w okolicach Żmigrodu była możliwa do
przeprawy. Było to ogromne ułatwienie dla łupieżców chcących
się skryć w ogromnych połaciach lasów, które do tego obfitowały
w zwierzynę oraz runo leśne.
Żmigród
stał się też domem dla przybyszów z różnych stron Polski.
Ludność, która zdecydowała się tu osiedlić często traciła
dorobek życia , ponieważ wielu było nieuczciwych kupców czy
zwyczajnych oszustów a nawet złodziei, którzy niedługo zabawiali
w Żmigrodzie, po czym uciekali z łupem, pozostawiając biednych
ludzi bez grosza przy duszy. Wielu było również takich, którzy
roztrwonili rodzinny majątek, popadając w nędzę. Nadszedł w
końcu taki dzień, kiedy jeden z mieszkańców miał dość
patrzenia na bezradność tutejszych władz wobec krzywdy, jaka
dzieje się ludziom w miasteczku. Postanowił wziąć sprawy w swoje
ręce, zwołując całą okoliczną ludność.
I
tak o to zdecydowano, że w północno-zachodnim rogu rynku dokładnie
naprzeciw należącego do książąt Hatzfeldtów budynku sądu
stanie “słup hańby” czyli pręgierz. W ten o to sposób mały
rycerz stał się odtąd "strażnikiem porządku".
Najczęściej do pręgierza przywiązywano oszustów, tak by wszyscy
mieszkańcy mogli zapamiętać ich twarze, w tym miejscu wymierzano
też karę chłosty żelazną rózgą za drobniejsze przewinienia lub
ścinano głowy. Od tej pory przestępczość znacznie się
zmniejszyła i zapanował spokój, nad którym czuwał "strażnik
miejski". Jednak miał on już swoje lata, dlatego bardzo
martwił się o przyszłość miasta, gdy jego już zabraknie.
Gdy
nadszedł dzień śmierci strażnika porządku, dzwony w pobliskim
kościele zaczęły bić i rozniósł się przeraźliwy ich dźwięk
po całej okolicy, niebo zasłoniły ciemne chmury. Nagle nieboskłon
rozjaśnił się a dzwony ucichły. Wtedy dopiero wszyscy ludzie
zobaczyli, że na szczycie pręgierza stała kamienna postać znanego
wszystkim "strażnika miejskiego", u którego boku zwisał
miecz, a w prawej ręce trzymał żelazną rózgę, symbol siły i
władzy.
I
tak oto po dziś dzień czuwa on nad miastem, przestrzega i jest
znakiem, że Żmigród rządzi się prawem.
Anna
Kowalska, 4e
Legenda o pręgierzu
Dawno, dawno temu w Grodzie
Żmij panował okrutny władca Mścisław. Był to człowiek zły i
bezlitosny, który karał ludzi nawet za drobne przewinienia.
Mścisław
nie chciał plamić sobie rąk ludzką krwią, więc znalazł
człowieka równie złego jak on sam. Miał on naprawdę podły
charakter. Lubił zadawać innym ból i cierpienie, dlatego praca
kata była dla niego po prostu stworzona. Katomir, bo tak miał na
imię, nosił długi do kolan strój z żabotem pod szyją, a na
głowie okrągły kapelusz z niewielkim rondem. Przy pasie po prawej
stronie zwisał mu miecz, a w lewej ręce trzymał zawsze żelazną
rózgę.
Aby
dostarczyć sobie rozrywki, Mścisław wymurował w środku grodu
pręgierz, przy którym kat mógł wymierzać kary.
Ludzie
bali się władcy i kata. Modlili się o pomoc, aż wreszcie ich
prośby zostały wysłuchane. Do grodu, nie wiadomo skąd, przybył
tajemniczy wędrowiec. Mężczyzna został ugoszczony przez
mieszkańców osady, którzy opowiedzieli mu, w jakim strachu żyją
pod rządami Mścisława i jego sługi kata. Wędrowiec chciał
podziękować za dobre serca gospodarzy, poprosił więc, aby zabrali
go pod pręgierz. Tam akurat odbywała się chłosta biednego
rolnika, którą wymierzał Katomir na polecenie obecnego również
Mścisława. Tajemniczy mężczyzna podszedł do kata, który akurat
miał zadać kolejny cios. Złapał go za rękę i zaczął
wypowiadać cicho jakieś zaklęcia, a z jego oczu bił blask. I
nagle przerażony lud zobaczył jak ciało kata zamienia się w
kamień! Wędrowiec obrócił się w stronę Mścisława, aby i z nim
zrobić to samo. Ale władcy już nie było, uciekał aż się za nim
kurzyło.
Mieszkańcy
zaczęli wiwatować na cześć wędrowca. Wiedzieli, że teraz już
będą wiedli spokojne i dostatnie życie w Grodzie Żmij. A kamienny
posąg kata na pręgierzu po dziś dzień stoi na rynku na pamiątkę
tego wydarzenia.
Kornel Korzecki, 4 e
Przeszłość
naszego pręgierza, czyli jak piekarz ujął żmigrodzian
Pewnego
dnia 1683 roku w żmigrodzkim ratuszu, na dziedzińcu wewnętrznym
postawiono pręgierz, na którym karano przestępców. Ufundował go
pewien piekarz o okrutnym charakterze. Dzięki temu, że człek ów
był bardzo bogaty, pręgierz prezentował się okazale, ponoć był
nawet pozłacany. Po pewnym czasie przeniesiono go na główny rynek
miasta. I tak sobie pręgierz stał aż do pewnej nocy, gdy prawie
wszyscy mieszańcy miasta udali się na zabawę z okazji urodzin
burmistrza. Zabawa odbywała się w jednej z trzydziestu wiosek
należących do ziemiaństwa tych stron. W tą samą noc obca grupa
mężczyzn kręciła się po okolicy, przyglądając się także
pręgierzowi.
Następnego
dnia okazało się, że pręgierz został skradziony. Wszyscy
mieszkańcy stawili się na rynek, nikt nie wierzył własnym oczom.
Pręgierza nie było! Gdy piekarz się o tym dowiedział, tak bardzo
się zdenerwował, że stracił przytomność. Został wezwany medyk.
Dzięki
pomocy medyka i zielarki po tygodniu wrócił do sił. Postanowił,
ze ufunduje nowy pręgierz. Po paru miesiącach żmigrodzianie znów
mieli swój pręgierz. Postanowili uczcić to wielka fetą. Piekarz
był tak szczęśliwy, bo zobaczył, co znaczy ludzka wdzięczność.
Od tej pory był zupełnie innym człowiekiem. Wszyscy mieszkańcy
byli mu natomiast wdzięczni. Nie pozwolili mu zlikwidować figury,
bo jako dobremu człowiekowi i taka myśl mu przyszła do głowy.
Zuzanna
Kurowska, Pola Żyto, 7 b
Złamana
przysięga
W
XVIII wieku w małej miejscowości Żmigrodzie żył stary dzwonnik.
Pracował on na wieży kościelnej . Jego zadaniem było także
utrzymanie porządku w mieście. Złożył oficjalna przysięgę
przed mieszkańcami, ze będzie czuwał i ostrzegał przed
niebezpieczeństwami.
Pewnej
pamiętnej nocy stary dzwonnik zasnął na służbie. Wkrótce miał
odczuć tego konsekwencje. Kiedy całe miasto spokojnie spało, nie
myśląc o tym, że coś może się wydarzyć, a stało się…
W
środku nocy jeden z rzemieślników z kramu z uprzężami dla
zwierząt usłyszał niepojące dźwięki. Okazało się, ze do
miasta weszli zbójcy. Za chwilę miasto stało w płomieniach.
Zbiegli się wszyscy. Gasili, gasili, aż nad ranem ugasili ogień.
Gdzieś około popołudnia odnaleźli dzwonnika, który nie rozumiał,
co się stało. Ale też nie mógł spojrzeć nikomu w oczy, bo nie
dochował przysięgi. Zaprowadzono go na rynek , gdzie po pożarze
nie pozostało nic prócz kamiennego pręgierza. Postanowiono , że
tu właśnie ukarze się dzwonnika. Przywiązano go do słupa. Rano
miała zapaść decyzja, ile rózg chłosty otrzyma.
Niestety
ślad po dzwonniku zaginął. Kara nie została wymierzona. Dlatego
niektórzy twierdzą, ze nasz pręgierz pojawia się i… znika.
Wiktoria
Milan, Wiktoria Kaleta, 7 b
Pręgierz
z chleba
W
mieście Żmigród żył pewien piekarz, który zajmował się
rzeźbiarstwem.
Pewnego
zwykłego dnia podczas swojej pracy piekarz był bardzo zamyślony,
wpatrzony w dal. Wydawał się jakby tracił kontakt ze światem. W
tym transie wyrzeźbił z chleba pręgierz. Bardzo mu się on
spodobał. Gdy wrócił do swej rodziny, położył przed sobą
wyrzeźbioną figurkę. Zaczął mu się przyglądać, po czym
unaocznił sobie wizję rynku miejskiego. Pomyślał, że pręgierz,
oczywiście większy i z innych materiałów, może zostać
postawiony na rynku.
Następnego dnia poszedł do
burmistrza i opowiedział mu o swoim pomyśle. Niestety, burmistrzowi
nie przypadł on do gustu. Piekarz jednak był uparty i postanowił
sam wykonać prawdziwy pręgierz. Wziął się do pracy i po paru
tygodniach rzeźba była ukończona. Wtedy pod osłoną nocy sam
postawił pręgierz na rynku.
Gdy
rano burmistrz ujrzał pręgierz, był bardzo zły. Wezwał piekarza
i zażądał, by robotnicy zburzyli pręgierz. Ale wtedy zobaczył,
ze mieszkańcom bardzo spodobał się pomysł, by taki straszak stał
w centrum miasta. Wtedy zmienił zdanie.
Jednak
ponieważ piekarz był nieposłuszny, właśnie on poniósł pierwszą
karę na pręgierzu. Po tym wydarzeniu piekarz został
współpracownikiem burmistrza i pomagał w rozwijaniu miasta.
Wiktoria
Gorąca, 7 b
Komentarze
Prześlij komentarz